poniedziałek, 24 czerwca 2013

4. Oczekiwanie



Sol nie pojawiła się w szkole już od dłuższego czasu. Nataniel powoli zaczynał się martwić, nie wiedząc, co dzieje się z dziewczyną. Chciałby mieć do niej jakiś kontakt, wiedzieć, gdzie mieszka, żeby sprawdzić, czy nie potrzebuje pomocy. Z tego co słyszał, rudowłosa mieszkała z ciotką, która często wyjeżdżała, zastawiając ją samą. Na domiar złego, z Kastiela również nie było, co oznaczało przepychankę i dopraszanie się o usprawiedliwienie. Irytujący chłopak miał dzianych rodziców, co często ratowało go z wszelkich kłopotów, ale on musiał, niestety trzymać się formalności. Z jednej strony Kastiel wagarował, z drugiej- jego rodzice nie chcieli słyszeć o wyrzuceniu synalka ze szkoły czy chociażby zawieszeniu go. W ogóle karanie Kastiela było zabronione w szkole. Międzynarodowa firma jego ojca cieszyła się dużą renomą. Blondyn westchnął. Niektórzy posiadali wszystko bez odrobiny wysiłku…


***


Rudowłosa przeciągnęła się w łóżku jak kotka. Dziś wracała jej ciotka, dlatego musiała trochę ogarnąć w domu. Odkąd kilka dni temu pożegnała Kastiela, nie ruszała się praktycznie ze swojego pokoju. Nie wiedziała, czemu ma zawdzięczać takie momenty. Po prostu zdarzały się, nie mając nic wspólnego z jej życiem. Po prostu co jakiś czas musiała zniknąć dla świata, by odpocząć. Tonęła wtedy w swoim wewnętrznym świecie.
Nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć. Ani co zrobi po powrocie ze szkoły. Uśmiechnęła się pod nosem. Jedno było pewne- na razie potrzebowała ich obydwu. Nie mogła zdecydować się tak szybko. Seks z Kastielem nie zmienił jej uczuć do chłopaka- nadal czuła tylko lekką fascynację, poczucie zrozumienia, odczucie, że są do siebie podobni. Było to wydarzenie przełomowe pod innym względem. Wreszcie uwolniła się spod obezwładniającej władzy Dimitriego.


***


Dziewczyna westchnęła cicho, nie zdając sobie sprawy z tego, że jest obserwowaną. Nagle z zarośli znajdujących się za jej plecami dał się słyszeć szelest. Rudowłosa obróciła się lekko, bardziej z irytacją niż strachem. To przecież było JEJ miejsce, nie mogło je się stać nic złego, prawda?
Po chwili na polanę wszedł przystojny, brązowooki mężczyzna. Wyglądał na nieco ponad 20 lat. Miał długie, proste, kasztanowe włosy.
-Często tu przychodzisz- skomentował.
-Skąd wiesz? To… twoje ulubione miejsce?-
-Tak, odkąd przychodzisz tu ty. Obserwuję cię od dawna. Obawiam się, że zakochałem się w tobie.
-Obawiasz się?
-Tak, nikt nie powinien zostawać z kimś takim jak ja.
-Ale… dlaczego?
-Ja… jestem przeklęty.

           
            Po naszym pierwszym spotkaniu następowały kolejne. I kolejne. Miałam wrażenie, że moje życie powili zamienia się  bajkę. Czasami traciłam sens, wydawało mi się że to głupi amerykański film. Spotkałam przecież wampira. Po jakimś czasie odwiedziłam go w jego domu, starym wiktoriańskim dworku mieszczącym się jeszcze dalej od miasteczka. To w tej romantycznej scenerii nastąpił nasz pierwszy pocałunek. Ptaki śpiewały w tle, a minione lata obserwowały ruchy naszych warg, gdy zbliżaliśmy się do siebie w niemym uniesieniu. Po jakimś czasie poprosił mnie o to… Miałam go nakarmić, podzielić się swoją krwią. Wtedy wciąż jeszcze chłonęłam jego obecność jak powietrze, byłam szczęśliwa, że moja krew popłynie w jego żyłach. Powoli porzucałam swoje bezsensowne życie, szkołę, zainteresowania. Dimitry mnie pożerał, tłamsił. Nie pozwalał na nic innego. Uzależniał mnie od siebie coraz bardziej. Niedługo po moich czternastych urodzinach zbliżyliśmy się do siebie po raz pierwszy. Nie uważałam tego za coś złego. Podczas pierwszego razu bolało, ale nauczyłam się już poświęcać dla ukochanego. Powoli odkrywaliśmy własne ciała, a ja czułam się coraz bardziej spełniona. Pomimo to wciąż nie dopuszczałam do siebie wiadomości, że mogłabym po prostu uciec, zostawić ojca, szkołę, wszystko. Naprawdę niewiele łączyło mnie ze świtem, jednak już wtedy istniała we mnie nutka niezależności. Patrząc na to z dzisiejszej perspektywy, po prostu chciałam uciec.
            To Dimitry nauczył mnie palić i pić. Niejednokrotnie używał alkoholu jako instrumentu, by mnie powstrzymać od powrotu. Powrotu do prawdziwego życia, do prawdziwej siebie.
Po zakończeniu roku szkolnego czułam ulgę. Gimnazjum skończyło się. W naszym miasteczku nie było liceum, więc tak czy inaczej, musiałam zmienić środowisko. Było mi to bardzo potrzebne. Miałam dość swojej popularności wśród chłopców i nienawiści zazdrosnych dziewczyn. Gdy oznajmiłam nowinę Dimitriemu, posmutniał. Zapytał mnie, co to oznacza dla niego. Wyjaśniłam mu, że nie zamierzam wybierać szkoły nigdzie daleko, więc nie muszę nigdzie wyjeżdżać, jednak będę miała o wiele mniej czasu, i będziemy mogli spotykać się tylko w weekendy. Wtedy nalał nam bez słowa wina. Pomyślałam, że chce świętować, więc nie zareagowałam. Pamiętam wszystko jak przez mgłę. Pamiętam, że powiedział do mnie: „Kocham cię. Jesteś moim życiem. Nie pozwolę ci mnie opuścić.”
            Budziłam się wiele razy. Czasami widziałam jego, jak szykuje dla mnie coś do picia. Czasami budziłam się, gdy pił ze mnie. Za którymś razem, byłam już tak osłabiona, że ledwo potrafiłam ustać na własnych nogach. Dimitriego wtedy nie było, pewnie poszedł załatwić proszki nasenne, czy inne świństwo, którym mnie karmił. Wtedy w końcu uświadomiłam sobie, że to nie bajka…i że moje życie jest zagrożone. W końcu dotarło do mnie, że nie byłam nigdy kochana. Byłam tylko zabawką.
            Zebrałam wszystkie swoje siły i dowlokłam się do miasteczka. Obudziłam się jakiś czas w szpitalu. Ponoć, gdy mnie znaleźli, byłam w bardzo ciężkim stanie. Postanowiłam uciec.


***


            Czerwonowłosy chłopak zapłacił rachunek w barze i powoli zwlókł się ze stołka. Wypił dziś dużo, dlatego jego myśli zachowywały się samodzielnie. Przypływały i odpływały, nie zostawiając po sobie żadnego śladu i nie łącząc się ze sobą wzajemnie. Obrazem, który wciąż miał przed oczami, była jej twarz. Śpiąca, tuż po tym, jak zrobili to, uśmiechnięta, gdy mówiła mu „Do jutra” przy pożegnaniu… zastanawiał się, czy się o niego martwi. Ale on czasami miał takie chwile, że po prostu musiał odpocząć od rzeczywistości, poczuć niezależność. Tym razem jednak nie przyniosło mu to ukojenia, a jedynie palącą tęsknotę. Co ta dziewczynami z nim zrobiła? Pomyślał z ironią…

niedziela, 23 czerwca 2013

3. Morze niepewności



Młoda dziewczyna, właściwie jeszcze prawie dziewczynka, stała zamyślona. Wokoło rozciągała się przepiękna sceneria. Woda w ogromnym jeziorze błyskała diamentowymi refleksami, na której z innego miejsca widać byłoby łódki, przechadzaliby się spacerujący.
Gorące czerwcowe słońce mocno przygrzewało.     
 Jednak to miejsce należało tylko do niej. Było otoczone krzewami i drzewami; aby się tu dostać, należało przedzierać się długo przez mało widoczną i zarośniętą ścieżynę. Rudowłosa mieszkała niedaleko, w małym, zaniedbanym domku ukrytym pośród drzew, i nie za bardzo lubiła przychodzić do miasteczka, dlatego odkryła to miejsce jeszcze w dzieciństwie, szwendając się po okolicznych lasach. Od tej pory stało się jej ulubionym.
            Nie było tu ludzi, którzy narzucaliby się jej swoją obecnością. Nie musiała się ukrywać. Były tu tylko rośliny i zwierzęta, a one rozumiały jej niezwykłe zdolności. Tutaj mogła bez przeszkód ćwiczyć coś, co każdy dorosły nazwałby magią, a co ona w myślach nazywała „ukrytym talentem”. Czasami przyzywała do siebie zwierzęta, nakłaniając je autosugestią, czasami pomagała roślinom wyrosnąć. Najczęściej jednak otaczały ją postacie z jej własnego, wymyślonego świata, które wirowały wokoło jej sylwetki jak zaczarowane. 
            Dziewczyna była zasmucona. Dziś były jej trzynaste urodziny. A także trzynasta rocznica śmierci jej matki. Wolała nie przebywać wtedy w domu. Ojciec, choć nie tęsknił za matką zbytnio i przez większość czasu chodził zamroczony alkoholem, potrafił mówił do niej różne rzeczy. Wypominać. A to bolało jak cholera.
            Przez wiele lat samotności Sol wybudowała wokół siebie twardy mur, który odgradzał ją od innych ludzi. Nie potrzebowała już ich. Miała swój ‘ukryty talent” ustronie, oraz, ostatnio, Internet. Zawsze nauka jej się udawała, ale wygrana w tym konkursie przyniosła jej wiele radości. Od tej pory nie była tak bardzo ograniczana przez nieprzyjemne i uciążliwe wizyty do miasteczka, mogła czytać książki i słuchać ulubionej muzyki bez tej niedogodności. Odkryła także anime, które przedstawiało fabułę w sposób zupełnie inny, niż amerykańskie, bądź europejskie książki czy filmy. Świat Japonii był daleko bajką, do której spodziewała się kiedyś dotrzeć. Na wiele tygodni zapadła w ten świat i nie mogła się od niego uwolnić.
            Jednak teraz miała na głowie inne problemy. A mianowicie z nowym chłopakiem, który się tutaj niedawno przeprowadził. Kentin nie był zbyt śmiały, utalentowany czy przystojny, więc, dość szybko stał się szkolnym popychadłem. Sol wiedziała jak to jest, więc raz czy dwa obroniła chłopaka prze niewybrednymi żartami kolegów. Od niedawna miała swoisty immunitet, chłopcy nie obrażali jej tak jak kiedyś, w dzieciństwie. W każdym razie, chłopak wydawał się zakochany bez pamięci, a co najgorsze, prawdopodobnie w gimnazjum uczęszczać będą do tej samej klasy…Dziewczyna westchnęła cicho, nie zdając sobie sprawy z tego, że jest obserwowaną.


***

            Rudowłosa westchnęła cicho. Tego dnia zmieniło się wszystko. Niedługo potem jej życie przewróciło się do góry nogami.
            Missandei biegała niedaleko po trawie. Podniosła na nią swój wzrok. Miała piękne, dostojne błękitne oczy i lśniącą, śnieżnobiałą sierść, niezwykle rzadką w jej gatunku. Husky zazwyczaj byłaby brązowe lub czarne.
            Nagle sierść psa zjeżyła się. Z mroku wyłonił się duży owczarek francuski.
Między psami było widoczne napięcie, gdy podeszły do siebie i obwąchiwały się niespokojnie.  Dziewczyna podeszła do nich, i pogłaskała lekko oba psy. Wiedziała, że sama jej obecność uspokoi nieznanego psa.
-Masz obrożę, więc należysz do kogoś- uśmiechnęła się ruda.
            Po chwili owczarek pobiegł gdzieś. Sol postanowiła, że podąży za nim.

***


            Czerwonowłosy chłopak lekko drzemał na ławce. Obok niego stała niedokończona puszka po piwie. Sol usiadła obok niego, i pociągnęła łyk z puszki. Było jej to potrzebne. Dniem jej życie toczyło się całkiem normalnie…zazwyczaj, jednak noce bezsprzecznie należały do Niego…
            Dziewczyna dopiła napój do końca, wstała i głośno zdeptała puszkę, budząc tym chłopaka.
-Widzę, że coś nas łączy. Mianowicie bezsenność- stwierdziła.
-Sol… co ty tu robisz?- Kastiel nie był pijany, ale całkiem trzeźwy też nie był, jak zauważyła rudowłosa.
-To samo co ty, kochanie.- powiedziała, po czym znów zajęła miejsce obok chłopaka- Włóczę się bez celu.-
-Oszalałaś?! Przecież to niebezpieczne!- krzyknął czerwonowłosy.- Mogłaś kogoś spotkać…-
-Umiem sobie radzić- przerwała szorstko- poza tym, czy mogłam spotkać kogoś bardziej niebezpiecznego od ciebie? Po prostu nie mogłam już wytrzymać w domu sama. Ty też znasz to uczucie, prawda?-
            Długo rozmawiali w przyćmionej scenerii księżyca. Zaczęło świtać. Dziewczyna wstała, z zamiarem, by iść do domu. Jednak, po chwili niepewnie się obróciła. Stali teraz naprzeciwko siebie. Podjęła decyzję, nie chciała już być dłużej sama. Nie chciała już należeć do Niego. Pragnęła wyzwolenia.
            Delikatnie wspięła się na palce i złożyła na ustach zaskoczonego chłopaka delikatny pocałunek.
-Ale, mówiłaś przecież, że…- zmieszał się.
-Kobieta zmienną jest…- wyszeptała, i pocałowała go po raz drugi. Odwzajemnił jej pocałunek delikatnie. Całowali się coraz bardziej namiętnie, nie mogąc przestać.
            Sol  nareszcie poczuła jasne tchnienie wolności. Triumfowała. Zamierzała zakończyć stary rozdział w jej życiu. Powoli przerwała pocałunek, delikatnie ujęła Kastiela za rękę i poprowadziła go w kierunku jej domu…


***


            Niepewność. Tak długo tego chciał, ale czy ona była taka jak inne? Nie był już niczego pewien. W morzu pocałunków zaczął zdejmować jej ubrania, a ona powoli go rozbierała. Wątpliwości nie dawały mu spokoju.
- Naprawdę tego chcesz?- zapytał.
-Nie!- roześmiała mu się w twarz- Oczywiście, że tak!- krzyknęła dziewczyna, po czym pociągnęła go do swojego pokoju.

sobota, 22 czerwca 2013

2. Samotność w tłumie



-Co? Koniecznie muszę zapisać się do jakiegoś szkolnego klubu?
-Tak, kochana, wolałabym abyś nie zostawała na uboczu i wciągnęła się w szkolne życie.- uśmiechnęła się dyrektorka. Taaa,  a ten dzień zapowiadał się naprawdę przyjemnie.-Masz do wyboru klub ogrodników oraz klub koszykówki.
-A jeśli nie mam zainteresowań sportowych ani ogrodniczych? Może mogłabym założyć własny klub? Interesuję się historią i kulturą Japonii, mam dość sporą wiedzę na ten temat.
-Nowy klub? Nie jestem pewna, ale… jeśli chcesz… w szkole jest kilkoro uczniów, którzy nie zadeklarowali przynależności do żadnego klubu. Skoro zapewniasz, że to takie interesujące…
-Oczywiście, pani dyrektor. W takim razie idę na lekcje.
Rudowłosa siedziała na lekcjach, tępo wpatrując się w okno. Właśnie była lekcja francuskiego. Był to język, który opanowała w dzieciństwie, zachęcana jego pięknym, gardłowym brzmieniem. Jednak Liceum Słodki Amoris nie pozostawiało wielkiego wyboru w nauce języków. W sumie, nie było tak źle. Miała łatwą piątkę. Jej powieki lekko kierowały się ku dołowi, kiedy usłyszała pytanie nauczyciela, skierowane do niej. Nie słuchała od początku lekcji, jednak odpowiedziała płynnie i bezbłędnie. Po lekcji nauczyciel zawołał ją do siebie.
-Wydajesz się być dobrą i pracowitą uczennicą.- Taa, pomyślałam. Zwłaszcza pracowitą.
-Wobec tego chciałbym ci coś zaproponować, a właściwie to o coś poprosić. Czy mogłabyś pomóc w nauce Kastielowi, który sobie nie radzi z tym przedmiotem?
Sol zaśmiała się lekko, spoglądając w stronę chłopaka.
-Ależ oczywiście, panie profesorze, z przyjemnością…


***


-Mówiłem ci już, że nie potrzebuję pomocy! Zwłaszcza od dziewczyny!
-A ja powtarzam ci po raz setny, że po prostu dobrze się bawię. Francuski to mój drugi język i nie muszę się specjalnie wysilać.- Uśmiechnęła się.-Może porozmawiamy teraz po francusku? Możesz pytać o wszystko.- Zachichotała posyłając chłopakowi buziaka.
-A może wolałabyś porobić inne rzeczy? Na przykład… pocałunki?-
Beztrosko zadane pytanie zmroziła dziewczynę. Jej twarz stała się zacięta i wroga.
-Posłuchaj… Sol. Dlaczego wtedy płakałaś?-
-Nie życzę sobie byś poruszał ten temat. I nie mam ochoty więcej się z tobą całować, okej? Każdą dziewczynę całujesz tak na powitanie?-
-Hmmm, jakby się zastanowić… wiele- uśmiechnął się chłopak- Niech zgadnę… to był twój pierwszy pocałunek, tak?
Dziewczyna roześmiała się głucho- Jak wielu rzeczy jeszcze o mnie nie wiesz, Kast! Nie słyszałeś o tym, że pozory mylą i małe dziewczynki czasem okazują się być prawdziwymi Femme Fatale?- rzekła, puszczając figlarnie oko do chłopaka.
-To zależy od pozorów. Ty raczej nie sprawiasz wrażenia małej dziewczynki- uśmiechnął się. -Oki, widzimy się później! Muszę lecieć!
Po odejściu Sol Kastiel jeszcze chwilę został na ławce, rozmyślając. Żadna dziewczyna wcześniej nie pociągała go tak bardzo, z żadną, o dziwo, nie rozmawiało mu się tak dobrze. Zazwyczaj wybierał swoją sympatię na podstawie wyglądu, i miał ich już dość dużo. W zasadzie, sam nawet nie pamiętał ile. Ale żadna nie wydawała mu się taka… twarda i niezależna, jak rudowłosa. Musiał przyznać, że mu zaimponowała. Musiał ją mieć, i był pewien, że po jakimś czasie na pewno ją zdobędzie.


***


Nataniel jak zwykle siedział zapracowany nad jakimiś papierzyskami. Chłopak nie ma nic z życia, tylko praca i nauka. Z plotek wiedziałam, że nigdy nie miał nawet dziewczyny. No cóż, stanowisko najlepszego ucznia w szkole dużo zapewne kosztuje.
-Hej, znowu zapracowany?- zagadnęłam przyjaźnie.
-Jak widać. Ale radzę sobie.- uśmiechnął się.- Potrzebujesz czegoś?- zapytał.
-W sumie tak, przyszłam zapytać się o osoby, które nie należą do żadnego klubu… Wobec prośby dyrektorki postanowiłam założyć swój własny. Mam nadzieję, że mi się uda, bo nie jestem dobra z koszykówki ani nie radzę sobie z ziemią i roślinami..
-Na pewno ci się uda, jestem pewien. Mogłabyś przyjść do mnie po lekcjach, zrobię ci listę tych osób. Powinno ich być niewiele, ale mam tu listy członków wszystkich klubów.
-Hej, nie musisz dla mnie tego robić, wystarczy że udostępnisz mi te listy oraz listę uczniów- uśmiechnęłam się- Miałabym wyrzuty sumienia, gdybym przysporzyła mu dodatkowej pracy.-
-Okej, poszukam ich i spotkamy się tu po lekcjach- zdecydował chłopak.
-Dzięki- powiedziałam oraz pocałowałam chłopaka w policzek. Zachichotałam, widząc jego rumieniec. Teraz zamierzałam przede wszystkim się bawić. W moim poprzednim życiu było za dużo zmartwień, i nie zamierzałam teraz tego wspominać.
           

***


            Rozkoszowałam się ciepłymi promykami słońca na mojej skórze. Lekcje przed chwilą się skończyły. Po chwili wstałam i udałam się do pokoju gospodarzy. Po drodze spotkałam Kastiela.
-Hej, mam pytanie- zagadnęłam.
-Cześć, ja też- odparował.
-To może ty pierwszy- uśmiechnęłam się.
- Może wybralibyśmy się gdzieś razem?- zapytał, jak zwykle lekko wyzywającym tonem, pewny zwycięstwa.
- Przykro mi, ale teraz jestem zajęta. Całkowicie pochłonęło mnie przygotowanie do otwarcia mojego klubu. Pa!- krzyknęłam i obiegłam w stronę szkoły.
-Hej! A co z twoim pytaniem?-
-Nieważne. Pogadamy kiedy indziej!
            Zamierzałam zapytać Kastiela o klub, ale w głębi duszy już znałam odpowiedź. Ten buntownik nie da nakłonić się do niczego. A jeśli jednak, to… no cóż. Straciłabym do niego cały szacunek.
           

***

            Kastiel znów nie mógł zasnąć. Zegar na biurku wskazywał trzecią. Przebywał w domu sam, jego matka znów szlajała się  z jakimś kochankiem, a  ojciec był w podróży służbowej. Przed jego oczami wciąż była ta nowa dziewczyna, Sol. Jej słodki uśmiech, długie, ogniste włosy, i nie mniej ognisty temperament. Zdawało mu się, że byłaby w stanie go zrozumieć, że mógłby jej powiedzie wszystko. Ale nie oszalał jeszcze na tyle, żeby to zrobić. Na razie wciąż chciał tylko ją poderwać. Widział w jej oczach, że się jej podoba.
            No cóż, tej nocy chyba już nie zaśnie. Z westchnieniem zwlekł się z łóżka, szybko się ubrał i wymknął się z domu, zabierając swojego psa, Demona.


***

Sol stała w oknie swojego pokoju. Zegarek wskazywał godzinę 3. Pomimo późnej pory dziewczyna nie mogła zasnąć. To wszystko wydawało jej się takie skomplikowane. Wydarzenia dzisiejszego popołudnia uświadomiły jej, że nie chce ciągle drżeć z lęku przed przeszłością, przed tym, że On kiedykolwiek ją odnajdzie. Nie chciała już go widzieć.
            Dzisiejsze popołudnie było takie normalne, spokojne. Przygotowała wszystko w związku z klubem, po czym Nataniel oprowadził ją po szkole. W trakcie dużo rozmawiali. W sumie to on dużo mówił. Dowiedziała się dużo o jego przeszłości, ciągłych kłótniach z siostrą, którą okazała się być ta wredna Amber, czy wątpliwościach.
-Wiesz, wszyscy zawsze postrzegają mnie jako idealnego Nataniela, perfekcjonistę gospodarza szkoły. Sądzą, że można na mnie zawsze polegać. Ale nikt tak naprawdę mnie nie zna. I podejrzewam, że nigdy nie pozna- zwierzył się blondyn, zerkając na mnie z ukosa.
-Przecież nie wyglądasz na nieśmiałego- zagadnęłam.
-Nie chodzi o to, po prostu nie potrafię przełamać pierwszych lodów, pokazać prawdziwego siebie; ludzie przychodzą i odchodzą, a ja nie potrafię i pokazać, że mi zależy. Poza tym, mało kto zadaje sobie tyle trudu. Przecież jestem tylko nudziarzem, nie?- uśmiechnął się smutno.
-To smutna prawda, większość ludzi patrzy na pozory, i nie dociera głębiej? A przecież to pod przykrywką pozorów znajduje się prawdziwe życie. Nie myśl o sobie jako o nudziarzu, okej?
-Mówisz, jakbyś wiedziała, czym jest życie z oddali, samotność w tłumie- mówił chłopak z roziskrzonymi oczami.
-Kiedyś… kiedyś przeżyłam coś podobnego. W pewien sposób. Jednak wolałabym o tym nie mówić… teraz- uśmiechnęłam się przepraszająco.
-W porządku- Nataniel uśmiechnął się do mnie i delikatnie mnie przytulił.
-Przylgnęłam do niego, czując, że wszystkie moje wspomnienia są w tej chwili dalekie i nieważne.
Przy Kastielu i Natanielu zapominała. Po prostu. Obydwaj byli od siebie diametralnie różni, jednak każdy z nich posiadał cechy, które pozwalały jej na błogie chwile zapomnienia. Dziewczyna westchnęła cicho.       
Była w domu sama. Jej ciotka była dentystką,  ale uwielbiała podróżować. Jej życie było bardzo ekspresyjne, przez kilka dni pracowała od świtu do nocy przyjmując pacjentów, a potem wyjeżdżała na intensywny weekend zwiedzania. Była bardzo zamożną osobą. Dziewczyna spojrzała na zegarek z rezygnacją.
-Chyba nie pójdę dziś już spać. Przejdę się- pomyślała, i po chwili już była na spacerze, zabierając ze sobą swoją suczkę, Missandei,  i wspominając minione zdarzenia.

piątek, 21 czerwca 2013

1. Nowe życie w cieniu starego



Delikatne promienie słoneczne wpadło do pokoju, budząc młodą, ładną dziewczynę. Sol otworzyła oczy i zniechęcona zsunęła nogi na ziemię… Czekał ją dziś pierwszy dzień w szkole. Wszystko wydawało jej się tak odległe i nieważne, że najpewniej zostałaby dziś w domu. Gdyby to nie był pierwszy dzień. Nie chciała od razu wywoływać złego wrażenia. Powoli zwlekła się z łóżka, szybko je zaścieliła i zniechęcona poczłapała do kuchni po kubek życiodajnej kawy. Upiła łyk gorzkawo-słodkiego napoju, po czym wróciła do swojego pokoju, aby ubrać się, uczesać i umalować. Śniadań nie jadała nigdy.
Jej ciocia musiała wyjechać z powodu pracy, więc nikt jej w niczym nie przeszkadzał. Dziewczyna była typem zdeklarowanej samotniczki, nie lubiła gdy ktoś się jej narzucał. Sama nie robiła tego nigdy. Jednak pech obdarzył ją dość nieprzeciętną urodą; miała długie i proste rude włosy, duże zielone oczy i była dość wysoka i zgrabna. Zazwyczaj przyciągała nieudolne żarty szkolnych kolegów, które tylko ją denerwowały. Dlatego w pewnym momencie postanowiła, że wyjedzie. To miejsce było przepełnione wspomnieniami, a ona nie chciała już czuć tęsknoty. Jej ojciec nawet się nie przejął, kiedy mówiła mu, że chciałaby zamieszkać z siostrą swojej matki. Zachował się tak, jakby opisała mu swój kolejny nudny dzień, albo jakby poinformowała go o gorszej ocenie. Po zakończeniu roku szkolnego spakowała się i wyszła, po prostu, Z ciocią wcześniej już wszystko ustaliła. Miała nadzieję, że w tym miejscu wszystko się ułoży, że będzie mogła wreszcie w spokoju poczekać na tego jedynego…


Drobinki kurzu i pyłu delikatnie tańczyły na promieniach słonecznych. Rudowłosa uśmiechnęła się nieznacznie kącikiem ust. Przyroda zawsze rozczulała ją bardziej niż ludzie, którzy nigdy nie potrafili docenić granic wytyczonych przez nią. Lekkim i pewnym siebie krokiem wkroczyła do szkoły, w poszukiwaniu sekretariatu. Nie wiedział jednak, że jest obserwowana…

Brązowe tęczówki uważnie śledziły nadejście nowej uczennicy. Niezła laska z niej była. Postanowił, że będzie należeć do niego.


Ehh… miałam nadzieję na spokojny dzień w szkole, a tu okazuje się, że formalności nie są jeszcze zakończone. Ciociu, obiecałaś przecież wszystko załatwić!!! Niemal krzyczę w głos. Zanim jednak pójdę do pokoju gospodarzy zając się tymi „niezmiernie ważnymi” rzeczami, pójdę na dziedziniec ochłonąć.


Jasne. Żegnaj, kochana samotności. Pomimo, że wcześniej nikogo tu nie było, teraz zauważyłam  grupkę dziwkarsko wyglądających dziewczyn, a w oddali rudego, prawie czerwonowłosego chłopaka. Od razu poczułam do niego lekką sympatię, lubiłam ten kolor. Jednak miałam nadzieję, że nikt nie będzie mi się narzucał.
Zawiodłam się jednak srogo. Nie ma tak dobrze, nie?
Dziewczyny podeszły do mnie ,a  ich przywódczyni, blondwłosa lala, zaczepiła mnie lekko ramieniem.
-Hej, nie zauważyłam cię. Jesteś tak mało… widoczna. A właściwie to cię nie znam. Skoro jesteś mało znana, to… no cóż, mogę zapewnić ci popularność.
-Odczep się- odburknęłam mało przyjemnym tonem. Dziś był pierwszy dzień szkoły. Dziś byłabym w stanie zamordować własnego kota kataną, a co dopiero taką lalunię…
-UUU, niegrzecznie. Jesteś niemiła. Myślę, że powinnaś zrekompensować nam to w jakiś sposób, jak myślicie, Li, Charlotte?
„Przyjaciółeczki”, chociaż lepiej pasowałoby określenie „uniżone sługi” oczywiście przytaknęły i zachichotały. Nie, żebym się czuła w jakikolwiek sposób niezręcznie. Po prostu miałam okazję się wreszcie na czymś wyładować, a z reguły nie robię tego na niewinnych.
Odwróciła się gwałtownie, przybierając na twarz ironiczny uśmieszek.
-Widzę, że jesteś zbyt pewna siebie. Ludzie zbyt często ci się nie stawiają, co? Ale ja myślę, że tak naprawdę jesteś nikim i teraz powinnaś to odczuć.
Ręka dziewczyny zmierzająca w stronę mojej torebki (zapewne myślała, że jestem słaba zarówno psychicznie jak i fizycznie, co za naiwność), znieruchomiała i zadrżała.
-Ale… ty… powinnaś… Li, Charlotte, idziemy!- odrzekła trzęsącym się głosem i szybkim krokiem zaczęła oddalać się w stronę szkoły, a jej zdezorientowane koleżanki pobiegły za nią. Taa, autosugestia była moją największą siłą, potrafiłam przekazać każdej napotkanej osobie jakiekolwiek uczucie z mego jakże bogatego zasobu wspomnień., a tych nieprzyjemnych miałam wręcz nieprzebrane mnóstwo.
Po moim ciele rozlała się fala spokoju. Taaak, jestem sadystką, ale nic na to nie poradzę, nie?
Czerwonowłosy przyglądał mi się badawczo, mrugnęłam więc do niego łobuzersko i pobiegłam w stronę szkoły, zupełnie odprężona.


-Cześć, szukam gospodarza szkoły.- przywitałam się.
-Hej, to ja jestem gospodarzem i nazywam się Nataniel.
-Sol.
-Masz bardzo nietypowe imię, pierwszy raz się z takim spotykam- blondyn uśmiechnął się zachęcająco.
-Zdarza się- odpowiedziałam obojętnie. Chłopak wydawał się miły, ale nie zależało mi jakoś specjalnie na kontakcie z nim. Zauważyłam, że speszył się lekko, co wywołało mój lekki uśmiech.
-Zabawny jesteś.- Poklepałam chłopaka po przyjacielsku po ramieniu. – Przyszłam tu dokończyć formalności- wyjaśniłam, wiedząc, że chłopak nie może w moim towarzystwie zebrać myśli.
-Ach tak, musisz jeszcze zrobić zdjęcie, oddać formularz zgłoszeniowy oraz wpłacić opłatę. Powinienem znaleźć jakiś formularz, tylko daj mi trochę czasu.
-Okej, więc pa.

Pobiegłam szybko do pobliskiego fotografa, gdzie szybko i bezproblemowo zdobyłam potrzebną fotografię, i wróciłam do szkoły.
-Cześć,  jestem Kastiel.- usłyszałam, męski głos. Przede mną stał ten czerwonowłosy, którego zauważyłam wcześniej.
-Cześć, Sol- odpowiedziałam- potrzebujesz czegoś?- zapytałam z szerokim uśmiechem. Tego typu pytania zazwyczaj zbijały z tropu moich adoratorów. Jednak on był inny. Nie skomentował też mojego „dziwnego” imienia, czym zaskarbił sobie moją sympatię. Bez względu na innych, ja uważałam, że moje imię było piękne.
-Tak,  chciałbym poznać twój sposób na szybkie pozbycie się Amber.- odparował.
-Amber?- skojarzyłam- Wredna blond z wyglądem i zachowaniem zużytej szmaty?
-Oo, ostra jesteś. A więc jak?-
-po prostu pewność siebie, i uprzejmość. Działa zawsze i wszędzie.
 -pfff, nie wyglądasz na grzeczną dziewczynkę.
-Bo nią nie jestem. Chciałbyś się przekonać?
-Z przyjemnością…- Przyciągnął ją do siebie i pocałował najpierw delikatnie, potem coraz namiętniej. Ta dziewczyna wywierała na niego magnetyzujący wpływ, jak jeszcze żadna inna przed nią. Po chwili poczuł na swoim policzku coś mokrego; czyżby łzy?
Dziewczyna delikatnie odsunęła się od chłopaka. Jeden pocałunek sprawił, że znowu przeniosła się do tamtych czasów, wtedy, kiedy wszystko było takie proste a zarazem skomplikowane. Do jej pierwszych problemów, pierwszego pocałunku, pierwszego razu…
Nie! Weź się w garść!- przykazała sobie. On nie może wiecznie cię prześladować, chociażby we wspomnieniach. Jego już nie ma,… dla ciebie.

Zdziwienie przemknęło po jego twarzy. Otarła łzy, i powoli poszła w kierunku szkoły.
Kastiel stał jak sparaliżowany. Jeszcze nigdy jego pocałunki nie wywoływały w żadnej dziewczynie płaczu, a miał ich naprawdę wiele.


Ostatecznie w szkole nie zdarzyło się już nic wartego uwagi. Sol wróciła do domu, skuliła się w kłębek na kanapie i zaczęła cicho płakać. Powinna była wtedy odczuwać przyjemność, a ona…głupi Kastiel! Przypomniał jej tylko o rzeczach, o których pamiętać nie chciała…